Nareszcie! Wrocław otworzył się na wino, i to na jakie! W mieście, w którym jeszcze do niedawna wine bary można było policzyć na palcach jednej ręki powstała perełka, której na próżno było szukać gdzie indziej w Polsce. Pełna autentyczności, dzikości, która swoim luzem zachęci każdego niezdecydowanego, a profesjonalizmem usatysfakcjonuje największe winne marudy. Przed Wami miejsce wyjątkowe i niepowtarzalne, ale przede wszystkim prawdziwe – Wino.grono Winebar!
Zacznijmy jednak od początku. Za każdym pomysłem stoi człowiek i w tym wypadku jest to postać, która w ostatnim czasie zrobiła niemałe zamieszanie na polskiej scenie winiarskiej. Filip Ługowski, którą swoją pracę w gastronomii zaczynał ponad 10 lat temu w nieistniejącym już Nigdy nie Zapomnę, w pewnym momencie spróbował butelkę od chorwackiego naturalnego producenta Roxanich’a.
– Spróbowałem tej flaszki z moim kolegą, szefem kuchni, po pracy w jednej z restauracji. Byliśmy obydwoje podekscytowani, bo to było blend około siedmiu białych macerowanych szczepów z rocznika 2009. Siedzieliśmy przez pierwsze 15 minut wąchając kieliszki i później zaczęliśmy degustację. Co to było za wino! Ogromne wow! Tak powinien smakować prawdziwy natural. – opowiada Filip.
Potem już nie było odwrotu, konwencjonalne wina poszły na boczny tor, a prym w życiu Filipa zaczęły wieść tylko autentyczne i całkowicie naturalne butelki. w 2015 roku kolejnym przystankiem na trasie był Warsztat, który pod skrzydłami Filipa stał się kolebką naturalnych win we Wrocławiu. Wine list zdobiły naturalsy od wielu importerów z całej Polski, którzy mniej więcej wtedy zaczęli rozumieć, że moc tkwi w naturze i rozpoczęli poszukiwania nieinterwencyjnych butelek od mniejszych producentów. W 2019 roku Filip zrobił kolejny krok i jako pierwszy w Polsce stworzył w Warsztacie kartę win zbudowaną wyłącznie z autentycznych, dzikich i często niełatwych butelek. Chwilę później postanowił, że czas wziąć sprawy w swoje ręce i rozpoczął autorski projekt Wino.grono, który z impetem podbił serca miłośników win naturalnych w całym kraju. Wino.grono powstał z potrzeby importu autentycznych butelek od naszych najbliższych sąsiadów. Morawy, Słowacja, Austria?
Nie ma problemu, Filip wsiada w Skodę i jedzie poznać winiarzy, spróbować win, pomóc przy winobraniu. Liczy się to, żeby butelki pokazywały świeżość owocu, nie zabijały alkoholem i dawały radość już przy pierwszym łyku. Dla niektórych początki z tymi winami mogą nie być łatwe. Wysoka kwasowość, która idzie w doskonałej parze z jedzeniem, stajenne aromaty, które buchają po otwarciu butelki czy dziwne kolory pochodzące z niefiltrowanego płynu mogą odrzucać. Jednak po bliższym poznaniu wszystkie te elementy tworzą wina prawdziwe, takie, które zachwycają z każdym łykiem coraz bardziej. I dokładnie takie butelki możemy znaleźć w Wino.grono Winebarze, zacznijmy jednak od początku!
Przekraczam próg rdzawych murów dawnego wrocławskiego więzienia i już czuję jakby ciężar miasta gdzieś opadł. Luźne podwórko, które tworzą w kolektywie Więzienna 6: Motyla Noga, Nieinna i właśnie Wino.grono Winebar, to przestrzeń, która wydaje się być idealnie rozwiązaniem dla każdego. Siadając dostaję kilka kart, w której znajduję czeskie browary, mniejsze i większe przekąski, no i ukochane wino.
Karta Wino.grono jest obszerna, prawie wszystkie wina otwierane są na kieliszki, co niezmiernie cieszy, bo już wiem, że nie ma szans na nudę. Królują pét-nat’y, pomarańcze, wysoko kwasowe biele, rosé i lekkie czerwienie. Wszystko autentyczne, bez niepotrzebnej chemii, od producentów, którzy postanowili działać zgodnie z naturą, pokazywać wyjątkowość swojego terroir i czystość owocu. Filip mówi, że chce, aby wino było dla wszystkich. Wrocław już od dawna potrzebował właśnie takiego miejsca. Wine baru, gdzie świadomi ludzie robią rzeczy które kochają i którymi chcą się dzielić z innymi.
Karta opiera się na morawskich butelkach, które były pierwszymi wyborami do niecodziennego portfolio Filipa. Niekwestionowaną gwiazdą jest tutaj Richard Stávek – prekursor naturalnego winiarstwa w Czechach, osoba, która od zawsze szła pod prąd i tym właśnie podejściem zdobyła uznanie na europejskich salonach. Jego wina można wypić w takich restauracjach jak duńska Noma, a jego osobowość należy na pewno do tych ciekawszych. Butelki od Stávka z jednej strony są nieprzewidywalne i zwariowane, z drugiej jednak bardzo eleganckie. Nie ma bieli, za to królują pomarańcze, a flaszka Divy Rysak (tł. Dziwny Rysiek) łączy w sobie wszystkie rodzaje winogron, które rosną na winnicy dając jedno z najciekawszych win w tej selekcji.
Koło win Stávka znajdziemy też innych przedstawicieli Moraw. Pétra Bredova ze swoimi winami budzi kontrowersyjne uczucia zarówno na czeskim, jak i polskim podwórku. Ozdobiona tatuażami traktorów młoda dziewczyna robi dzikie pomarańcze pod nazwą Vina na Slupkach (tł. wina na skórkach). Tutaj nie znajdziecie żadnych kompromisów, te wina są dokładnie takie jak ona – agresywne, autentyczne i jednocześnie dla wielu pociągające, przy tym kryjące nieskończoną ilość tajemnic.
Jakby trochę po drugiej stronie barykady mamy Jaroslava Tesařika, informatyka-flegmatyka, który pewnego dnia postanowił wyprowadzić się z Brna i zacząć robić wina. Butelki od Dlúhé Grefty (bo tak się nazywa założona przez Tesarika winnica) od początku skradły moje serce. Łączą one szyk i elegancję z dzikością i nieprzewidywalnością win naturalnych. Wybuchowa Helena potrafi zaskoczyć niejednego winnego znawcę, a Rubra Mixtura ukazuje inne twarze przy każdej kolejnej otwieranej butelce.
Zaraz za następną granicą kryje się kolejna wyjątkowa postać – Matúš Vdovjak. Na niecałym hektarze winnicy uprawia on pięć szczepów, z których powstaje jedynie 10 000 butelek rocznie. Sławę zyskał znany już na całą Polskę pét-nat Ramp Páš, którego Filip otwiera gwoździem. Dzięki temu wino nie ląduje na naszej twarzy i wszystkim dookoła, a ciśnienie z butelki uchodzi dużo wolniej.
Mamy też swojego rodzimego przedstawiciela – Winnicę De Sas. Ania i Leszek na 3ha w urokliwej Dolinie Baryczy robią wina, których nie znajdziecie nigdzie indziej w Polsce. Wina z De Sas produkowane są w gruzińskich qvevri – ceramicznych amforach, które zakopuje się w ziemi. Prym wiedzie oczywiście naturalność, podstawą jest ukazanie charakterystyki szczepu, a qvevri dodaje winom głębi i pazura. Te butelki zdecydowanie należą do jednych z ciekawszych etykiet w Polsce.
Karta win stale się zmienia, Filip co chwilę jest w samochodzie w poszukiwaniu nowości od naszych najbliższych sąsiadów. W planach więcej Austrii, może Styria, Słowenia czy Chorwacja. Jedno jest pewne – nudy nie będzie, a jakość i naturalność zawsze będzie stawiana na pierwszym miejscu.
Zastanawiacie się pewnie, czy takie wina – dzikie i niesztampowe są dla wszystkich? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Świat winny na pewno już od dłuższego czasu idzie właśnie w tym kierunku. Zaczynamy odchodzić od męczących win, które spędzają lata w beczkach i zabijają ciężkością ciała, czy ilością alkoholu. Nowa fala naturalsów to świeże, wyjątkowe butelki, które potrafią zaskakiwać swoją dzikością, ale też proponować elegancję w nowoczesnym wydaniu. Brak środków chemicznych, znikoma interwencja winiarzy i śladowe ilości siarki sprawiają, że nie jesteśmy zmęczeni po 3 kieliszkach, a następnego dnia nie odczuwamy skutków ‘dnia poprzedniego’. Jeśli jednak te argumenty nie są dla Was wystarczające to tym bardziej musicie zaglądnąć na Więzienną i dać się porwać opowieściom Filipa, Kasi i Bartka odkrywając tajemnice kolejnych kieliszków.
PS. Jak wspominałam w artykule Gdzie na wino we Wrocławiu Filip szykuje wyjątkowe wydarzenie! 28-ego sierpnia w nowej przestrzeni Nafta Neo Bistro odbędzie się Pétnight vol.2. Takiej imprezy w tym roku jeszcze w Polsce nie było! Importerzy z całego kraju stawią się we Wrocławiu, aby zaprezentować swoje naturalne bąble wszystkim miłośnikom musiaków! Zdecydowanie nie może Was tam zabraknąć! Więcej informacji znajdziecie na stronie wydarzenia na Facebook’u.