W ostatnią sobotę organizatorzy NIGHT BITE, street foodowej bitwy kucharzy, już po raz drugi zaserwowali stolicy doskonale przyprawioną muzyką i architekturą, pyszną, kulinarną zabawę! Tym razem w walce o rząd podniebień stanęli: w lewym narożniku Wit Szychowski z Lake Park Wilanów, w prawym zaś Michał Adam Molenda z Kuchni Otwartej.
Przed śmiałkami nie lada wyzwanie – nakarmić i uszczęśliwić ponad setkę głodnych ludzi, czyli sędziów tego ulicznego pojedynku. Żeby kucharzy zbytnio nie poniósł hip hopowo-street foodowy freestyle, swoje potrawy zaprezentować mieli na… patyku. W dodatku w dwóch rundach, mięsnej i wegetariańskiej.
Szefa Michała fantazja o patyczkach poniosła na pełen aromatów, egzotyczny wschód. Soczystym, kurczakowym satayem planował zadać sierpowego ekipie Wita. Choć przekąska zmusiła niejedne usta do zadowolonego mlaskania, Wit obronił się zdecydowanym ciosem z pysznej kaszanki, która zapewniła mu przewagę po rundzie pierwszej.
Nie mniej emocjonująca okazała się wege runda druga, która podzieliła sędziów niemal na dwa równe obozy: zwolenników Tasakowego wspomnienia dzieciństwa z selerem, tahiną z siemienia lnianego, pomidorem i szczypiorkiem w roli głównej oraz zakochanych w pikantno-kwaśno-słodkiej tajskiej zupie z szaszłykiem z krewetek i mango przywiezionej wprost z odległych krain przez ekipę Kuchni Otwartej.
Po wielu mlaskach, siorbach, westchnieniach i łakomym oblizywaniu palców, zliczono oddane przez sędziów-smakoszy głosy. Drugim bohaterem street foodowych bitew i nocnym królem ulicy został Wit Szychowski aka Pan Tasak!
Gratulacje należą się jednak obu cud ekipom, wykarmiły cały tłum głodnych ludzi smakołykami, a w dodatku stworzyły wspaniałą atmosferę i dały nam możliwość podziwiania swojej pracy w akcji. Przez chwilę można było poczuć się prawie jak podczas oglądania odcinka Top Chefa. Prawie, bo jednak… było znacznie ciekawiej! W końcu cała walka odbyła się na żywo, zainteresowani mogli podglądać składanie dań od a do z, a warunki wydarzenia, mimo że polowe, są bliższe prawdziwej pracy w kuchni. W końcu kucharze mieli czas na uprzednie przygotowanie sprzętu, składników, a także na spokojne przemyślenie koncepcji dań. Poza tym owoców tej zmyślnej pracy mogli skosztować wszyscy obecni!
Kto zaspał na NIGHT BITE niech zapłacze! Oprócz zaserwowanych pyszności przegapił bowiem porywającą nóżkę do tupania oprawę muzyczną, którą zapewnił DJ Mini’ster, a także pięknie przygotowaną na tę okazję przestrzeń Fabryki Norblina – widowiskowy ring dla kulinarnych potyczek naszych bohaterów.
Mamy jednak wiadomość na otarcie łez – tego lata czeka nas jeszcze jedna street foodowa walka! Wyczekujcie informacji u nas i oczywiście na fanpejdżu NIGHT BITE na Facebooku! Do zobaczenia na kolejnej, tłuściutkiej imprezie!