Krupnicza jest ulicą o niezwykle ciekawej historii: na świat przyszedł tu Stanisław Wyspiański, w Domu Literatów mieszkali między innymi Stanisław Mrożek, Wisława Szymborska czy Czesław Miłosz. Niestety, unoszące się nad nią duchy artystów długo nie mogły przyciągnąć restauratorów. Ulica ta, jak chyba żadna inna obrazuje rozkwit krakowskiej gastronomii. Jeszcze kilka lat temu nie trzeba było się zastanawiać dokąd pójść na obiad, bo wybór był dość ograniczony. Mógł być to nieśmiertelny kebab spod Bagateli lub pierogi w Barze Mlecznym “Górnik” przy ul. Czystej. Krakowski boom restauracyjny zaczął się tu stosunkowo wcześnie, również Krupniczej sięgają początki naszej lokalnej kawy speciality.
Na wstępnie należy uhonorować seniora ulicy. Od 1958 roku przy Krupniczej mieści się cukiernia Michałek, znana w Krakowie zwłaszcza z tłustoczwartkowych kolejek. Ich pączki owiane są legendą, a cukiernia cieszy się niesłabnącą popularnością. Słodycze z tej cukierni mają ujmująco babciny smak, wszystkie wypiekane są zaledwie jedną przecznicę dalej, w jednym z podwórek przy ulicy Garbarskiej. Zaledwie kilka metrów od cukierni mieści się jeden z najwcześniej powstałych w Krakowie sklepów ze zdrową żywnością. Naturalny Sklepik schowany w bramie kamienicy ma unikalną atmosferę i wielki asortyment zdrowego jedzenia. Lata temu, tylko u nich można było zaopatrzyć się w dobrej jakości orientalne przyprawy i składniki z całego świata, niedostępne nigdzie indziej. Przez kilka lat wiele restauracji korzystało z oferowanych przez nich produktów.
Miejscem, które wniosło na Krupniczą prawdziwy powiew świeżości była Dynia Restobar. Jej właściciel, Krzysztof Klimek był pierwszym, który dostrzegł potencjał ulicy łączącej kilka uczelni ze ścisłym centrum miasta, w dodatku otoczonej przez szkoły i wiele instytucji. Kiedy w 2005 roku otworzył Dynię, za sąsiada miał tylko nieistniejący już Bar Vega, w którego dawnym lokalu mieści się teraz sieciowy Green Way. Dynia okazała się być strzałem w dziesiątkę i zyskała status miejsca, w którym wypada bywać. Urzekała zdrowym, nowoczesnym menu, wyróżniała się też na ówczesnym krakowskim tle dużą dbałością o wystrój wnętrza i oryginalnymi dekoracjami. Ponad dziesięć lat temu Kraków wypełniony był restauracjami w sarmackim klimacie, w których nie wypadało pojawić się bez obfitego wąsa, oraz włosko-polskimi potworkami. W Dyni na ścianie nie było głowy dzika, a w menu “jadła”, ani “polewek”. Były za to warzywne kremy oraz chrupiące sałaty ze świeżymi dodatkami. Nową jakością były też śniadania. Śniadanie lanserskie z jajkami na szpinaku, świeżym sokiem pomarańczowym i latte do dzisiaj jest jednym z najbardziej zadowalających w mieście, a na początku istnienia lokalu zachwycało i wyznaczało nową jakość.
Niedługo po otwarciu Dyni zachęcona sukcesem ekipa jej twórców otworzyła położone zaraz obok Kiki Mimi Crepes. Wyprzedzili jednak swoje czasy – naleśnikarnia działała przez trzy lata. A to, że pomysł miał tu spore szanse na powodzenie udowodniła w kilka lat później pobliska, dobrze prosperująca kawiarnia o tym samym profilu.
W 2004 roku odnowiony został ogród przy domu Józefa Mehoffera. Już rok później zaczęła działać przymuzealna, urządzona w stylu vintage Cafe Ważka. Dzięki tej niezwykłej lokalizacji w okresie letnim goście kawiarni mają do dyspozycji chyba najpiękniejszy krakowski ogródek. Lokalizację te w 2013 roku przejęła znacznie bardziej nowoczesna Meho Cafe, cały czas więc w słoneczne dni można rozkoszować się kawą wśród zieleni i zaskakującej w centrum miasta ciszy.
Tempo rozwoju Krupniczej zaczęło przyspieszać w 2011 roku, kiedy to w mikołajki otworzyła się Karma. Rozpoczęli nowy rozdział historii krakowskich kawiarni. Jako pierwsi pokazali, że kawa to nie tylko warstwowe latte, zachęcali do picia dużej czarnej, opowiadając o jej aromacie i pochodzeniu. Te kilka lat temu, jako jedyni sprowadzali ziarna z wybranych przez siebie plantacji i o konkretnych właściwościach. Zaznajomili Kraków z alternatywnymi metodami parzenia kawy – to właśnie w Karmie, jako pierwsze pojawiły się areopress i drip. Wyróżniali się też jasnym, dość minimalistycznym wnętrzem. Nowością był duży stół (dzisiaj wszystkim znany common), który miał łączyć ludzi podzielonych dotąd na pary przy małych stoliczkach. Kiedy otwierałą się Karma wegetariańskich knajpek było w Krakowie niewiele, wszystkie miały profil dość tanich obiadowni. Propozycje Karmy wypadały na ich tle niezwykle ciekawie. Karma od początku dbała też o wegan, którzy byli jeszcze nieliczną grupą, uznawaną za ekscentryków i raczej nie uwzględnianą przez krakowskich restauratorów.
W dwa lata później do walki o tytuł najlepszej kawiarni na ulicy dołączyła Tektura, znana od początku z alternatywnych metod zaparzania kawy, stopniowo powiększająca też ofertę o kanapki i śniadania. W podobnym okresie otworzyła się Mięta, kolejny na ulicy Resto Bar, oferujący polsko-włoskie fusion, z pizzą pieczoną w opalanym drewnem piecu.
Przez dość krótki czas, od 2011 do 2014 roku przy Krupniczej mieścił się wzbudzający z początku wielkie kontrowersje Yellow Dog. Był pierwsza restauracją w Krakowie serwującą tak dobrej jakości kuchnię orientalną, w dodatku w autorskich aranżacjach. Hamid i Luiza Trisno przecierali wiele szlaków, pokazując jak ważna jest dbałość o jakość składnika i pasja do gotowania. Ich ogród warzywny, z którego rośliny trafiały na restauracyjny stół był zupełną nowością. Wyróżniało ich także wnętrze: duża witryna pozwalająca zajrzeć do lokalu wprost z ulicy. Od 2014 do jesieni ubiegłego roku w lokalu po Yellow Dog’u pod szyldem Ramen Girl of Yellow Dog rządziła już sama Luiza Trisno. Porzuciła niestety Kraków dla Warszawy, czego łatwo jej nie wybaczymy. Nie wiemy jeszcze co stanie się z lokalem przy Krupniczej 9/1.
Menu lunchowe na ulicy najwcześniej (w dodatku w przystępnej cenie i bardzo smaczne) oferowała nie istniejąca od 2013 roku Trattoria da Cesare. Wspomnienie kuchni włoskiej szybko zostało zatarte przez wegetariańską restaurację Pod Norenami, oferującą dania kuchni azjatyckiej. Znana jest głównie z tego, że niektórzy mięsożercy wychodzą z niej nie domyślając się, że “wołowina” była w rzeczywistości seitanem.
Grupa mieszkańców Krupniczej i aktywistów w projekcie Nowa Krupnicza podcza kilku wydarzeń pokazała jak ulica mogłaby wyglądać bez samochodów. W jej częsci wyłączano ruch, w tych dniach powstawał improwizowane ogródki. Akcje te przyniosły stały skutek w postaci wyłączenia najbliższej centrum części ulicy z powszechnego ruchu samochodowego. Na ruchu pieszym gastronomia wiele zyskuje, przestrzeń ożywia się. Niestety regularne ogródki uliczne pozostają cały czas marzeniem klientów.
Krupnicza stanowi teraz na pewno bardzo ciekawe pole do eksploracji dla każdego miłośnika jedzenia. Znajdziemy tu lokale podające kuchnie z prawie każdego zakątka globu. Pewną oczywistością w gastronomii jest, że lokale położone blisko siebie wzajemnie się napędzają, przyciągając coraz liczniejsze rzesze smakoszy. Przykład Krupniczej dobitnie o tym świadczy, cały czas czekamy jednak na rozwój jej części znajdującej się między Teatrem Groteska a Alejami.