Kaskrut

W ostatnich dniach przed najbardziej kiczowatym ze świąt wielu zastanawiało się, gdzie skierować swoje kroki na romantyczną kolację? My, zachęceni obiecującym czterodaniowym menu oraz zabawną w formie grafiką zaproszenia, wybraliśmy KASKRUT.

Miejsce przy  Poznańskiej 5 otagowane jest przez twórców jako  Cantine/Food bar. Wchodząc do lokalu zaskoczyły nas jego rozmiary. Niewielka przestrzeń, zagospodarowana do ostatniego kawałka, sprawia wrażenie zatłoczonej pomimo stosunkowo niewielkiej ilości osób. Kilka drewnianych, ascetyczny stolików w komplecie z wysokimi stołkami dobrze komponuje się z gołą cegłą na ścianach i blaszanymi elementami wentylacji. W głębi widać całkowicie otwartą kuchnię oddzieloną od sali barem, przy którym także można znaleźć miejsca do siedzenia. Bardzo kameralne wnętrze przypominające w naszym odczuciu hiszpańskie, klasyczne bary przekąskowe.

Zostaliśmy usadowieni przy stoliku w kącie, co zapewniło nam odpowiednią dozę prywatności, wydawałoby się niemożliwą w tak niewielkim pomieszczeniu. Z naszych miejsc mieliśmy widok bezpośrednio na poczynania kucharzy. Jednym z trzech był znany między innymi z ostatniej edycji TOP CHEF – Piotr Ceranowicz. Wracając myślami do stylu i filozofii gotowania, które zaprezentował w telewizyjnym show, poczuliśmy się jeszcze bardziej głodni.

https://www.facebook.com/dwichlab

https://www.facebook.com/dwichlab

Zamówiliśmy dwa zestawy menu, z których każdy składał się z pary starterów, dania głównego i deseru. Do tego białe Chardonay Pays Do’s 2013, lemoniadę różaną i wodę. Połowa z zamówionych przez nas pozycji była daniami wegańskimi. Chociaż weganami ani nawet wegetarianami nie jesteśmy, zrobiliśmy to z premedytacją. Chcieliśmy sprawdzić czy KASKRUT w różnych materiach będzie tak samo dojrzały. Jako pierwszy na stole, zaraz po napojach, pojawił się gęsty krem z pieczonych buraków. Aksamitny w konsystencji i słodko podkręcony kokosem fajnie skomponował się z wyraźną nutą kardamonu.  Kolejna z przystawek przyszła do nas w dwóch wersjach: ostryga – podana w głębokim talerzu przykrytym folią, po jej(folii) zdjęciu uwolniła opar o zapachu wędzenia;  por z grzybkami enoki i przyjemnie chrupką posypką pogryziony razem z czarną truflą uderzył po podniebieniu gładkim, lekko orzechowym smakiem. Wegańskie cacko!

https://www.facebook.com/dwichlab

https://www.facebook.com/dwichlab

W oczekiwaniu na kolejne pozycje otrzymaliśmy sorbet limonkowo-imbirowy, w naszym odczuciu przytłaczająco kwaśny. Dania główne były za to całkiem przemyślanymi kompozycjami.Wersja mięsna to talerz w odcieniach czerni z pulpecikami cielęcymi, puree z topinamburu, palonym kalafiorem i czymś na kształt chipsa z węgla drzewnego. Wszystko było na swoim miejscu, w odpowiednich proporcjach i z uzupełniającymi się smakami.W opcji bezmięsnej dominowała skorzonera. Wraz z kaszą gryczaną, jarmużem i słodkawym kasztanem tworzyła na talerzu delikatną kompozycję w kolorach ziemi. Fajnym akcentem była galaretka z kawy, która jeszcze bardziej pogłębiła smaki wymienionych składników.

Wreszcie przyszła pora na deser. Dla nas to on był gwiazdą tego przedstawienia. Intensywnie pachnące lody różane, odświeżający hibiskus i podany w formie kawioru wyciąg z czarnego bzu. Wszystko posypane bezą i płatkami róż. Wszystko w różowo-czerwonych odcieniach. Walentynkowy kicz na całego :)  Smak, zapach, prezentacja – Piotrek szacunek!

https://www.facebook.com/dwichlab

https://www.facebook.com/dwichlab

Może i zbytnio się rozpisując wywołałem efekt ,,słodzenia’’ temu miejscu ale doszedłem do wniosku, że warto. W naszej zagubionej kulinarnie, polskiej rzeczywistości takie przypadki są światłem w tunelu. Nowoczesność smaków, estetyka fine dining ale w bezpretensjonalnej przestrzeni, a to wszystko w uczciwej cenie. Możliwe? W Kaskrut się udało.

Za wszystko zapłaciliśmy 228 PLN