Przestawienie na nową rzeczywistość zabrało sporo uwagi i czasu, musieliśmy opuścić nasze wygodnie umoszczone pozycje w gastronomicznej hierarchii. Można by o mijających tygodniach powiedzieć „kryzys”, ale to zdecydowanie podejście pozbawione uważności dla czasu „gwałtownych zmian”. Wypadki ostatnich miesięcy wolę widzieć jako początek czegoś nowego, czas zrozumienia dla potrzeb gości i wprowadzania kreatywnych rozwiązań, które oczywiście niosą impakt walki, ale gdyby nie corona wirus, pewnie nigdy nie miałby szansy na urzeczywistnienie.
Kreatywność to słowo, które towarzyszyć będzie wam przez kolejne 15 minut lektury poniższego tekstu. W kontekście sytuacji, w której lockdown prawie uniemożliwił prowadzenie gastro biznesów, rozumiem ją jako mieszankę silnej determinacji w walce o świat postcorona, przenikliwą analizę i zrozumienie aktualnych potrzeb gości, klarowną komunikację online oraz wysoką jakość nowej oferty i innego rodzaju wartości dodane (np. społeczne, czy wizerunkowe), które realizowała wrocławska gastronomia od 13 marca do dziś i na pewno jeszcze przez kilka następnych tygodni w tym nie ustanie. W poniższym tekście staram się pokazać wam przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń dotyczący wrocławskich miejsc – restauracji, śniadaniowni, barów, palarni kawy, które moim zdaniem nie marnowały czasu oraz niezwykle efektywnie i efektownie wykorzystały czas „gwałtownych zmian”.
Zmiana lub dostosowanie menu do warunków dowozowych
Jedną z najważniejszych refleksji, przed którą stanęli w 13 marca restauratorzy, szefowie kuchni, managerowie, było sprawa tego, czy ich miejsce może pozwolić sobie na prowadzenie sprzedaży dań na wynos i w dowozie. Od street foodu, czy prostej, komfortowej kuchni nie wymagało to wielkich zmian – należało zaopatrzyć się w opakowania na wynos, dogadać z firmami przewozowymi lub ogarnąć własny transport, ewentualnie delikatnie zmodyfikować receptury, aby dania sprawdzały się w transporcie nie tracąc na jakości. Jednak miejsca, które pracowały w stylistyce (neo)bistro, czy fine diningu, czekało wywieszenie białej flagi lub prawdziwa rewolucja. Trochę nie na miejscu jest mi pisać, że coś zawdzięczamy corona wirusowi, ale niewątpliwie o takim bezprecedensowym posunięciu, jak wynosy z Noriko, przed tym czasem mogliśmy tylko marzyć. W miejscu, gdzie najważniejsza jest jakość, czas i temperatura Marcin Jasiura przeformatował swoje menu dając propozycje, które sprawdzą się w dowozie nie tracąc tych kluczowych jakości. Od 20 marca serwuje sushi rolki, zestawy w formie bento, głębokie wywary z udonem, czy boczek kakuni. Jasna i krótka formuła menu, w ramach której każdego dnia zmieniają się składniki to z pewnością coś, co ułatwia kontakt z gośćmi. W tych czasach Noriko ze swojej oferty omakase, za którą w „normalnych” czasach płaciliśmy 300 zł, a za nigiri 20-25, wchodzi na rynek z propozycjami, których ceny kształtują się między 35 a 90 zł. Koronne menu Noriko to dla wielu jedyna finansowo opcja, aby pozwolić sobie na doświadczenie, które przygotowuje sushi master Marcin Jasiura.
Od swoich bistro korzeni krok w bok robi również Młoda Polska. Współwłaściciele Beata Świechowska i Tomasz Czechowski podeszli do sprawy zdroworozsądkowo, ale nie odrzucili przy tym jakościowego poziomu, na jaki sformatowali Młodą Polskę otwierając ją w tamtym roku. Opracowali menu oparte o comfort food – ciepłe kanapki, w których szefowa zamknęła cały obiad. Choćby taki Niedomowy Schabowy to ukłon w stronę kotlecika, ziemniaczków i surówki, które mamy z wypiekami na twarzy przygotowują swoim latoroślom – skojarzenie idealne w czasach, kiedy wszyscy poszukujemy ukojenia. Obok kanapek są też kurczaki w przeróżnych glazurach i panierkach, w kawałkach i w całości na niedzielny obiad. Ostatnio do oferty Młodej Polskiej Street Food dołączyły knysze, czyli legenda wrocławskiej ulicy, której, poza eventowymi incydentami, nikt nie odważył się odtworzyć w czasach „poważnej” gastronomii. A przecież to również danie, z ogromnym impaktem dobrych emocji! Całość menu uzupełniają premixy – czyli bazy do koktajli, które w domu można połączyć z sugerowanym alkoholem. Choć warunki są zupełnie inne, to jednak całościowe doświadczenie Młodej Polski zostało skompletowane – jest comfort food, jest radość z jedzenia i są drineczki. Na tę ofertę Młoda w milczeniu kazała nam czekać aż do 21 marca, ale dzięki temu odnieśli prawdziwy sukces także wizerunkowy – opływające food pornem sesje zdjęciowe poszczególnych pozycji, jasne komunikaty, co do dostępności i zasad dowozu, stały kontakt z gośćmi przez social media – pokazały, że dziś to nie kelner sprzedaje, a jeszcze większa rola leży teraz na marketingu. Więcej o wynosach z Młodej Polski przeczytacie TUTAJ.
Inicjatywą wykazała się również VaffaNapoli bardzo szybko przystępująca do testów nad ciastem, które spełni ich normy jakościowe po przebytej drodze do zamkniętych w domach gości. Wytłumaczyli, że nie chcą szargać dobrego imienia neapolitany i dostarczać kartonu z dostawą później niż po 15 minutach od wyciągnięcia jej z pieca. 14 marca pisali na swoim FB, że robią próby, które tak relacjonowali: „nie byłaby to pizza neapolitańska, a standardowa włoska okrągła (tonda) lub inaczej „na talerzu” (al piatto). Pizza taka charakteryzuje się tym że jest nieco twardsza i bardziej chrupiąca i o wiele lepiej znosi opcje dostawy.” – uznając ją za dobre rozwiązanie na czas funkcjonowania Vaffy w dowozie i na odbiór. Później jeszcze doszczegółowili, jak pracują teraz z ciastem: „ciasto na pizze robimy metodą „Poolish”. Jest to metoda wymyślona przez polskich piekarzy pod koniec XIX wieku, która świetnie się sprawdziła w wielu europejskich krajach, szczególnie we Francji (bagietki) oraz we Włoszech (można używać do wyrobów drożdżowych jak panettone, baba czy pizza klasyczna). Dzięki niej ciasto jest smaczniejsze, bardziej chrupiące i lżejsze. Metoda ta polega na tym, że zostawiamy całą wodę, połowę mąki (o dużym indeksie W) oraz małą ilość drożdży do fermentacji na wiele godzin. Następnego dnia wrzucamy resztę mąki, sól oraz oliwę.” Całość procesu zmian stała się zupełnie transparentna, a stęsknieni goście docenili starania tutejszych pizzaiolo, szybko zapomnieli o ortodoksyjnej neapolitanie i z utęsknieniem powitali w domach nowe wcielenie Vaffy. Restauracja najpierw z dużą ostrożnością zaczęła dowozić swoje pizze w niedużej odległości od Włodkowica, ale presja rosła w miarę jedzenia i obecnie granice dowozów są już rozciągnięte maksymalnie, proporcjonalnie do tego, co potrafi wytrzymać w dowozie pyszna pizza. W Vaffie mają też kalendarz podzielony na peryferyjne osiedla Wrocławia, do których w konkretny dzień tygodnia można zamówić dostawę. Często to totalne pustynie kulinarne, więc spodziewam się, że ich mieszkańcy czekają w progu na taką gratkę! Zamówienia ułatwia też ich własna aplikacja, która obok telefonu i sklepu na stronie domowej zbiera zamówienie, które Vaffa dostarcza własnym transportem – totalna kontrola nad czasem przekłada się na jakość dostarczonego placka. W ich sklepie, tak jak na miejscu, można zamówić również dania z makaronami, oliwy oraz robione na miejscu sosy.
Pięknie sytuacja rozwija się również w Monko, które cały czas konsekwentnie buduje swój wizerunek na gastronomicznej mapie Wrocławia. Mam poczucie, że ten czas ograniczeń bardzo dobrze wpłynął na konsekwencję i determinację w działaniu tego teamu. Bardzo szybko zakasali rękawy, postawili swój e-sklep, w którym oprócz kawy w ziarnach (na życzenie też zmielonej) można zamówić wcześniej niedostępne u nich dania, a które doskonale wpisują się w obecny czas, kiedy większość z nas szuka jedzenia prostego i kojarzącego się z domem. Z estetycznych zdjęć na stronie i w social mediach patrzą na nas żeberka w glazurze z puree ziemniaczanym, klasyka polskiego cukiernictwa, a hitem jest bułka z dodatkiem cold brew, w której wnętrzu skryli wielkiego ruskiego pieroga – gluten z glutenem, ziemniaki i duszona cebula – nie znam bardziej kojącego jedzenia! Zdaje się, że również w tym czasie Monko coraz mocniej plasuje swoją pozycję bycia liderem lokalnej społeczności. Otoczeni blokami, w weekendy dają namiastkę chilloutowego grillowania na łonie natury i serwują hot-dogi z pieczoną kiełbasą, do których można zamówić lane, ale zaraz potem zakapslowane piwo i lambrusco, a potem przysiąść na sąsiedzkiej ławeczce. Pogotowie kawowe Monko wciąż działa w Wadze, a proces zamówienia kawy i słoików z deserami odbywa się przez okno.
Odmiennie historia tych samych obostrzeń rozwinęła się w Nieinnej. Jej właściciel postanowił zamknąć lokal i 27 marca napisał na FB Nieinnej takie słowa: „W zeszły wtorek, aby ratować firmę musiałem dokonać reorganizacji i rozwiązać umowę z wynajmującym lokal, w którym była Nieinna. Nawet przetrwanie kwarantanny nie uratowałoby nas, bo przyszła zima doprowadziłaby mnie do bankructwa we wszystkich lokalach. Już tam nie wrócimy. Była to dla mnie bardzo trudna, ale jedyna (właściwa – przyp. A.Sz.) decyzja. (…) W całym tym nieszczęściu, szczęściem jest piekarnia, dzięki której Nieinna, Motyla Noga i Rejs Pub mają szansę przetrwać. (…) Piekarnia (od teraz) działa na kuchni Motylej Nogi, z której usunięte zostały inne sprzęty. (…) Chlebusik (bread truck) i chłopaki są naszą jedyną nadzieją, dziś zjechała dodatkowa flota, którą udało mi się kupić dzięki pomocy wielu osób, które udzieliły mi na ten cel pożyczki. Dzięki temu będziemy mogli delikatnie zwiększyć staff i zapewnić jakiekolwiek dochody w pierwszej kolejności dla osób, które utrzymują rodziny i lub są w bardzo trudnej sytuacji materialnej, czy życiowej.” Dziś, kiedy to piszę, jest 11 maja, a we flocie Chlebusika jeździ już pięć samochodów, które pojawiają się przez siedem dni w tygodniu na różnych wrocławskich osiedlach, a szeroka oferta pieczywa i słodkich wypieków pieczona jest w kilku turach w ciągu doby. Kombo Nieinnej i mobilnego Chlebusika doskonale odnalazło się w potrzebach wrocławian – prawie nikt teraz nie wpada na spacer, załatwianie spraw, czy do pracy na Stare Miasto, gdzie znajdowała się Nieinna, a dzięki mobilnej piekarni można zakupić świeże pieczywo wychodząc kilka kroków za próg swojego domu.
W kontakcie – najsłynniejszej hummusowni w tej części świata na początku lockdownu trudno było zdecydować się na pozostanie, nomen omen, w kontakcie ze swoimi gośćmi. Chęć mieszała się tutaj z obawą, czego nie ukrywali w swojej komunikacji w social mediach. Najpierw dostarczali swoje hummusy do kilku punktów w mieście, a później podjęli się przygotowania absolutnej nowości w ich ofercie odbiorów i dowozów. “Paczki przetrwania, które z czasem zmieniły się w paczki przyjemności powstały jako wynik analiz zachowań i potrzeb naszych gości oraz naszego myślenia o daniach, które tworzymy. Wiemy, że menu, które robiliśmy na co dzień przed pandemią, mogło stanowić coś, co można jeść od rana do wieczora i w taką formułę chcieliśmy to ubrać i podać naszym gościom. Pasty na śniadania, hummus na lunch, comfort food na kolacje i znowu hummus do wina, chleb do prawdziwego masła, kimchi na przekąskę, krem chałwowy do popołudniowej kawy.” – tak o rodzeniu się pomysłu na mezze w dostawie opowiada Tamara Wojtysiak – właścicielka w kontakcie. “Z czasem doszliśmy do wniosku, że to już koniec z koncepcją przetrwania i jesteśmy zmęczeni takimi komunikatami i takim patrzeniem na to, co nas otacza. Skupiliśmy się na paczkach przyjemności, które całościowo miały umożliwiać nam dbanie o siebie, docenianie tego, co posiadamy i umilanie sobie codziennych chwil oraz motywowałyby do robienia przyjemnych, małych rzeczy – jak śniadanie na balkonie, piknik w salonie na dywanie lub znalezienie pustej łąki za miastem, czy strumyka, nad którym można zjeść wegańskiego cezara z wędzonymi szparagami i kruszonkę z rabarbarem.” – dodaje Tamara, a ja mam poczucie, że akceptacja zmian w kondycji świata – poczynając od sezonowości upraw warzyw i owoców <3 po zmieniające się poczucie bezpieczeństwa i potrzeby gości – oraz poszukiwanie interpretacji nowych warunków, jest wartością, która stanowi ogromną siłę tego miejsca.
Sklep internetowy
Corona time to czasy, kiedy gastrokreatywni szybko zrozumieli, że skończyła się era hospitality i czas przestawić się na e-commerce, a im szybciej przeszli w ten tryb funkcjonowania, tym mniej strat na koncie odnotowali. Pierwsze na mecie było Dinette, którego sklep internetowy działał już 15 marca. W następnych dniach od otwarcia ich piekarnia ledwie nadążała z realizacją zamówienia na pieczywo, które teraz stało się corem ich biznesu. Do niego w sklepie zamówić można różnego rodzaju smarowidła, wędliny, sery. Są też świeże warzywa i owoce, które pozwalają odpuścić część wizyt w warzywniaku, ponadto z Dinette dojadą do was również słodkie wypieki i wina. I chociaż 13 marca byli na dzień przed wprowadzeniem nowego sezonowego menu, teraz w ich sklepie znajdziecie kilka zmieniających się dań, które częściowo są tak przygotowane, by wykończyć je w domu. Dinette od zawsze stawiało na komunikacje ze swoją społecznością i to owocuje w tych czasach. Nie opuszczają tej drogi również teraz i jasno informują o wprowadzonych zmianach, czy możliwościach działań, które mają. Ludzka twarz biznesu, to jedno z ważniejszych nauk jaka płynie dla gastro marketingu!
Do internetowej rzeczywistości postanowili też szybko przenieść swój sklep Zbawcy Win. Od kiedy zmuszeni byli zamknąć winebar na ich stronie domowej chatbot pomaga znaleźć wino, które może przypaść nam do gustu. Dodatkowo jako jedni z pierwszych pokazują we Wrocławiu, jak ważna jest solidarność środowiska. Udostępniają przestrzeń swojego e-sklepu również dla innych wrocławskich brandów, tworząc tym samym opcje na zakup produktów, które są na podobnej półce jakościowej i budują wizerunek o podobne wartości, a co najważniejsze dla gości – dobrze łączą się z winem. Na zbawcy.pl znajdziecie produkty od: w kontakcie, Browar i Conceptu Stu Mostów, Pata Negra, Czajowni, Sushi Corner, La Fileji, która w okresie social distancing wzmacnia swój wizerunek makaroniarni dostępnej nie tylko dla profesjonalnych kuchni, ale również dla klienta indywidualnego.
W temacie e-commerce swoje pierwsze kroki, z wyraźnym sukcesem, zaczyna stawiać również Concept Stu Mostów, wsparciem są tutaj również zasoby Browaru, w którym pub na czas największych restrykcji został zamknięty. E-sklep ma jasno podzielony układ i nową formułę menu, znajdują się w nim działy: Concept Express – czyli zupy, zimne i ciepłe przekąski oraz lunche zmieniające się każdego dnia, Concept Family – weekendowe propozycje obiadowe dla całej rodziny z możliwością wyboru opcji (mięso, ryba, vege), zawekowane i gotowe do wykończenia samodzielnie w domu, Concept Snack&Beer – zestawy przekąsek idealnie pasujące do piw z oferty Browaru Stu Mostów, Concept Deli – szeroki wybór specjałów: piwo, pieczywo, wypieki, przetwory, mięso, wędliny, kiełbasy, sery, nabiał, miody, kawy, herbaty oraz napoje bezalkoholowe. Zamówienie można odebrać na miejscu lub zamówić z dostawą także do miasteczek graniczących z Wrocławiem. Stu Mostów cały czas jednak zadaje sobie pytanie: jak nie dać o sobie zapomnieć bywalcom pubu? I Znajdują na to jeszcze takie sposoby – w bardzo jasny sposób informują o tym, gdzie we Wrocławiu można kupić ich piwo – seria postów z adresami sklepów specjalistycznych jest publikowana regularnie na FB. W czasach social distancing Stu Mostom udało się też zorganizować trzy premiery piwa online – można było spotkać się w tym czasie na FB Browaru z jego pracownikami i posłuchać, a nawet włączyć się do rozmowy o nowych smakach, które zawsze dzień wcześniej były do nabycia we wspomnianych osiedlowych sklepach z rzemiosłem piwnym. Browar Stu Mostów zawsze mocno dbał o wizerunek swojej marki na arenie międzynarodowej i tego kierunku nie odpuszcza również podczas pandemii – dołączyli do globalnego warzenia pod hasłem #AllTogheter, o którym szerzej pisałyśmy na naszej stronie.
Siostrzane, sąsiednie miejsca – Szynkarnia i Pochlebna – na czas pandemicznych obostrzeń zwarły szyki i razem uruchomiły delikatesy. Częściowo swoim transportem (w promieniu 5 km darmowym) dowożą rzemieślnicze produkty, które do tej pory można było kupić w Szynkarni – zagrodowe sery, rzemieślnicze wędliny, własne przetwory oraz te, z których znana była Pochlebna – pieczywo, wyroby cukiernicze, wina oraz dania, które wymagają inwestycji ok. 10 min czasu na to, by wykończyć je w domowej kuchni. Wybór jest naprawdę ogromny, a sporo z tych produktów wytwarzana jest na Dolnym Śląsku, dlatego zakupy tutaj to również wsparcie lokalnych producentów. Wszystkie zamówienia należy składać przez e-sklep, a dowozu spodziewać się tego samego lub następnego dnia w zależności o tego, czy zamówienie zostało złożone przed, czy po 14:00.
Narodowa kwarantanna była impulsem do dywersyfikacji niejednego gastrobiznesu, na to rozwiązanie postawiła m.in. Craftova. Nie zdecydowali się dostarczać swoich dań na dowóz, ale czas izolacji wykorzystać na dopracowanie i uruchomienie sklepu internetowego, w którym można zamówić z bezpieczną dostawą do domu różne kawałki argentyńskiej wołowiny w formie steków, marynowanych mięs i burgerów do przyrządzenia w zaciszu swojej kuchni. Wysoka jakość mięsa i edukacyjna komunikacja w mediach społecznościowych Craftovej dotycząca jego pochodzenia i przyrządzania jest czymś, co moim zdaniem może zaowocować zwiększonym zainteresowaniem tego rodzaju produktami nie tylko teraz, ale również długofalowo w przyszłości. Bez wątpienia obecne czasy, to również dobre czasy na kreowanie nowych potrzeb poszukiwaczy smaków!
Zrób to sam
Zamknięcie w naszych domowych twierdzach, z dala od niebezpiecznego agresora, skłoniło wielu do sięgnięcia po działania terapeutyczne, które pomagają zapomnieć o sytuacji na zewnątrz. Pamiętacie swoje zapasy makaronu i ryżu lub braki drożdży na początku kwarantanny? Wszystko przez to, że jednym z nurtów terapii jest kompulsywne gotowanie i pieczenie. Doskonale tę aktywność wykorzystał w swoich działaniach w ostatnim czasie pub Cuda na Kiju, które przemieniły się w Cuda na Chacie i dostarczają teraz do domów wieloelementowe paczki składające się z szaszłyków, mięs i dodatków, które składa się w zestaw i wykańcza w domu. Szaszłyki idealnie wpisały się również w otwierający się w maju sezon grillowy, a dołączenie do oferty innych wrocławskich rzemieślników – Plonu, Kocharza, Monko – umocniło wizerunek gastropubu, dla którego liczy się wysoka jakość.
Po miesiącu do gry wraca Ragu. 15 kwietnia ogłaszają na swoim FB, że przygotowali specjalną opcję dostaw i są to dania, które goście sami wykańczają w domu. Składają się z pasty do ugotowania i sosu, który należy podgrzać. Jednocześnie Ragu odpala swój sklep internetowy, który jest jedynym miejscem składania zamówień. Wszystkie zakupy opłaca się online i Ragu własnym transportem dostarcza je, w dwóch przedziałach czasowych, kolejnego dnia. Codziennie wirtualne półki wypełniają się nowymi dobrami – serami, warzywami, wędlinami, oliwami, surowymi makaronami, czy winem. W ostatnim czasie do repertuaru dołączają dania gotowe, ale przy założeniu, że dowożone są tylko promieniu 3 km od Ragu.
W związku z wzmożonym zainteresowaniem gotowaniem i pieczeniem, ostatnie osiem tygodni to również rozkwit różnego rodzaju warsztatowych inicjatyw. Jedne z ciekawszych, w których miałam okazję ostatnio uczestniczyć, odbyły się w ramach projektu Stay Home. To warsztaty kulinarne z szefem kuchni, które odbywają się w formie wideokonferencji w kameralnych grupach. Przed warsztatami do domu przyjeżdżają wszystkie potrzebne produkty oraz poznajemy listę kuchennych narzędzi i naczyń, które będą potrzebne do wykonania przepisów. Tak o Stay Home opowiada Tamara Bolsewicz współpomysłodawczyni projektu: „Oboje z Mateuszem mamy background IT, ale kochamy jedzonko. Po wybuchu pandemii chwilę się zastanawialiśmy, co robić i po dłuższym namyśle stwierdziliśmy, że trzeba wybrać, komu chcemy pomóc – wybór był dość prosty – gastro! Wydaje nam się, że jesteśmy w momencie kiedy wszystko wywraca się do góry nogami, zmienia i trzeba to wykorzystać, jednocześnie pomóc innym przetrwać i spojrzeć na branżę trochę inaczej. Ludzie, którzy byli przyzwyczajeni do wychodzenia, szlajanki po knajpach itd, są zamknięci w domach, znudzeni, spragnieni towarzystwa i rozrywek. Łącząc te wszystkie kropki wpadliśmy na pomysł warsztatów online, dobra kuchnia i atmosfera w kameralnym składzie, gdzie każdy może ze sobą porozmawiać i jednocześnie spotkać lokalnego szefa kuchni, którego lubi, który go inspiruje i nauczy. Na razie wystartowaliśmy we Wrocławiu, chcielibyśmy zawitać do innych miast na przełomie 2-3 kwartału 2020.” I rzeczywiście mimo, iż w wieczór z warsztatami nie wyszłam ze swojej domowej kuchni, mam poczucie dobrze spędzonego czasu. Po pierwsze dostałam do domu ciekawe produkty, których czasem trudno szukać w studiach kulinarnych, np. w zupie, którą przyrządziliśmy była, zerwana tego samego dnia przez szefową kuchni Monikę Szewczuk pokrzywa, a dania ozdabialiśmy wiosennymi, dzikimi kwiatami. Po drugie techniki kulinarne, których używaliśmy były czymś ponad domowym gotowaniem i mogą dla wielu stanowić nowość – emulgacja jajek i oleju w pierwszy własny majonez to z pewnością satysfakcjonujące osiągnięcie. Po trzecie możliwość zobaczenia znajomych twarzy i wspólne robienie rzeczy było naprawdę miłym i odrywającym od kwarantannowej rutyny doświadczeniem.
W nurt DIY wpisuje się również Rusty Rat i chociaż był skrajnie powściągliwy w swej komunikacji w okresie pandemii, to jak już się pojawił 8 maja, to rozbił bank w kategorii profesjonalizmu w realizacji live. Podczas ich około godzinnych transmisji można przenieść się do wnętrza Rusty Rat i razem z szefem baru przygotowywać drineczki oraz słuchać opowieści, które nierozłącznie kojarzą się z kulturą koktajlową.
W świecie kawy
Wrocławski świat kawy eksplodował kreatywnością, ci którym w czasach zarazy odpadli nie tylko klienci w lokalach, ale również biura i hotele, musieli znaleźć nowe drogi dotarcia do indywidualnych kawoszy. Pięknym działaniem, które połączyło w temacie promocji wszystkie wrocławskie rzemieślnicze palarnie, jest Wrocławski Wypał zainicjowany przez Etno Cafe i skupiający jeszcze: Blueberry Roasters, Czarny Deszcz, Enklawa, Figa Coffee, Mała Czarna, Monko Coffee i Paloma Coffee. Więcej o tym projekcie przeczytacie na naszej stronie KLIK.
Opuszczenie strefy komfortu podczas pandemii zaowocowało również serią edukacyjnych lajwów prowadzonych przez Filipa Kucharczyka z Cafe Targowa i Figa Coffee, w których widzowie dostają solidną porcję wiedzy dotyczą parzenia kawy różnymi metodami przystającymi do warunków „domowej kawiarni”, a przy ty poznają produkty Figi oraz są na bieżąco z tym, co dzieje się w Targowej. Było już o French pressie, driperze, aeropressie i cold brew, czekam na więcej! Filip i jego ekipa w tym czasie zaproponowała jeszcze kilka akcji wykraczających poza standardy aktualnych czasów. Wśród nich m.in. Złota Rączka, czyli paczka kawy z portfolio Figi z wyższą o 10 % marżą, która jest rodzajem napiwku trafiającego na konto baristów Targowej, zamkniętej w czasach kwarantanny. Co jeszcze zrobili w czasach korony wrocławscy roasterzy – poczytajcie artykule Moniki!
Siłę zjednoczenia i odpowiedzialności za gastronomię pokazuje też Czarny Deszcz, który w swoim sklepie internetowym uruchomił sprzedaż zawieszonych kaw. Będzie można odwiesić (czyli będą mogli je wypić inni ludzie, niż ci którzy dokonali zakupu) w kilku wrocławskich kawiarniach. Zwykle to małe miejsca, nastawione stricte na serwowanie dobrze zaparzonej kawy, dla których tworzenie własnego e-sklepu nie ma logicznego uzasadnienia i jednocześnie perspektywa nowego otwarcia nie jest dla nich rozwiązaniem dającym stabilizacje biznesową, bo przez ograniczoną przestrzeń będą mogły w jednym czasie gościć może 3-4 osoby. Adam Przybyłek właściciel Czarnego Deszczu tak opowiada o akcji z zawieszoną kawą: „Znamy właścicieli, pracowników i klientów miejsc, które lockdown skutecznie zablokował. Mamy z nimi dobre relacje. Na kilka sposób wyszliśmy z inicjatywą pomocy, między innymi uruchamiając akcję „zawieszania kawy”. To nie jest nowa idea, a w naszym wydaniu wygląda to tak, że klient zawieszając kawę u nas, powierza nam wybór kawiarni w jakiej będzie można te kawy „odwiesić”. My wytypowaliśmy trzy – Kawalerkę, Yuzu i Rozrusznik. W tych miejscach będą wisiały plakaty informujące o akcji i ilości „odwieszonych” kaw. Żeby kawy trafiły do osób, które nie zajmują sobie myśli takimi sprawami, jak kupowanie dripów czy latte, bo na przykład leczą ludzi, uczą w szkołach, kawiarnie skontaktują się z okolicznymi szpitalami, szkołami i zakładami opieki, żeby osoby tam pracujące wiedziały, że mogą swobodnie przyjść i sobie kawki odwiesić. Cała akcja to taki trochę łańcuszek dobrego uczynku – świadomi konsumenci, wspierają świadome kawiarnie, by osoby spoza kawowego świata mogły z tego skorzystać.”
Jeszcze inaczej do tematu kawy w czasach korony podchodzi Rozrusznik, który nie opuszcza tych, którzy kawy w domu nie parzą i wyrusza do nich z termosem prawilnie przygotowanego przelewu. Dodatkowo łączy w tym swoje siły razem z wegetariańską kucharką Ewą Latuszek i razem startują z projektem Złóż to, który (nie tylko) kawoszy w bezpiecznej dostawie zaopatruje w bajgle, chleby, warzywne pasty i słodkie wypieki. Jak się okazuje, czasy zarazy, to idealny moment na to by tworzyć i pokazywać światu nowe projekty jeszcze lepiej dopasowane do aktualnych potrzeb!
Ostatnie tygodnie pokazały, że kreatywność, to podstawowa cecha, która potrafi ocalić nas w najtrudniejszych momentach. Dzięki niej zaczęliśmy kolejny etap, odświeżyliśmy spojrzenie i choć patrzymy już w kierunku powolnego powrotu do normalności, to właśnie kreatywność powoduje, że przed nami NOWA normalność. Do zobaczenia przy stole!
fot. Monika Szeffler