FitLab Catering Dietetyczny – zobacz jak wygląda życie na pudełkach

Kilka dni temu, publikowaliśmy artykuł opowiadający troszeczkę o cateringach dietetycznych. Zapowiadałam w nim przedsięwzięcie, którego celem było opisanie dla Was życia na pudełkach jednej z krakowskich firm. Jesteście ciekawi opinii, którą wysnuliśmy razem z naszymi redaktorami, analizując kolejne dni mojej diety? Oto podsumowanie akcji 7 dni z FitLabem!

Pomysł na ten artykuł zrodził się w mojej głowie z bardzo prostej przyczyny. Zbliżało się lato, a ja siedziałam entą godzinę przy komputerze, opisując dla Was kolejne smakowite miejsca. Na myśl o nich, mój żołądek aż się skręcał, wysyłając do mózgu prośby o coś słodkiego. Jednak tym razem miało być inaczej, miałam pozostać silna w swoim szczerym postanowieniu poprawy, czyli zjadaniu mniejszej ilości tych złych węglowodanów, które migiem potrafią zaokrąglić każdą sylwetkę. Wiecie jak to jest – brak czasu na gotowanie, jedzenie na mieście a do tego spowolniony metabolizm. W końcu swoje lata mam, a i dobrego koktajlu nie odmówię. To tylko tło, żebyście zrozumieli, dlaczego ten pomysł przeszedł i jako redakcja postanowiliśmy taki artykuł stworzyć. Bo oprócz zajadania się super street foodem trzeba czasem zadbać o zdrowie, a catering dietetyczny wydaje się wtedy bardzo kuszącą opcją. Opcją, o której warto napisać coś więcej.

Kiedy temat był już zatwierdzony, zaczęło się szukanie. Kolejne firmy oferujące zdrowe jedzenie na dowóz wyrastają jak grzyby po deszczu i ciężko jest się przekopać przez gąszcz ofert. Ceny wszędzie są bardzo zbliżone, tak więc wybór miał się odbyć przez pryzmat innych cech. W tym czasie poczta pantoflowa non stop donosiła, gdzie warto zaglądnąć. W poleceniach kilka razy przewinęła się nazwa FitLab i to był strzał w dziesiątkę.

img_8754a

Tyle pudełek a tylko jeden dzień!

Właśnie tego potrzebowaliśmy- firmy, która współgra z jakością jedzenia, o jakiej piszemy na co dzień. W końcu zdrowe posiłki winny być stworzone z dobrych produktów. To, co zachęciło mnie najbardziej, to przykładowe menu, które opierało się na kuchni prostej, ale zarazem dosyć ciekawej i … modnej! Dania z całego świata w wersji fit? Czemu nie? Pozostało namówić dziewczyny do współpracy.

Jak można się domyślić, udało się i tak stworzyliśmy akcję 7 dni z FitLabem. Przez 7 dni (z dwu dniową przerwą weekendową) miałam jeść tylko to, co dostanę w pudełkach. Z pewną dozą niepewności, przystąpiłam do eksperymentu – co z niego wynikło? O tym teraz!

Naszym pierwszym krokiem przy zamawianiu cateringu w FitLab, była konsultacja z dietetykiem. Nie jest to, co prawda obligatoryjne, ale my zdecydowaliśmy się z takiej pomocy skorzystać. Wszystko odbywa się drogą mailową, bez konieczności wychodzenia z domu. Przeglądałam ich stronę dobrych parę razy, czytając przykładowe menu znowu i znowu, żeby wybrać opcję, która najbardziej mi odpowiada. Okazało się, że niepotrzebnie, jako że samą dietę pomaga dobrać właśnie dietetyk – Kasia Gędoś. Zostaje tylko zadecydować o efekcie, który chcielibyśmy osiągnąć. Oczywiście moim celem było zejście w dół na wadze.

Kilka dni przed rozpoczęciem akcji, dostałam wiadomość z kwestionariuszem dietetycznym do wypełnienia, za co należało się jak najszybciej zabrać. Wpisuje się do niego informacje o stanie zdrowia, czy stosowało się lub stosuje jakiekolwiek diety (i z jakim skutkiem) oraz o aktualnych nawykach żywieniowych. Ten ostatni punkt był mocno rozbudowany, wymagał także wyspowiadania się z wszystkich małych nałogów i słabości oraz opisania tego, co zjadamy na co dzień (ja jem sporo dziwnych rzeczy, na potrzeby mojej pracy!). Na końcu należy wpisać aktywności, które wykonujemy i cel zamówienia diety- tak przygotowany plik należy odesłać do FitLabu.

img_8049-kopia

W tych torbach FitLab dostarcza swoje pudełka!

Już na drugi dzień przyszła odpowiedź. Długi dokument zawierał analizę mojego kwestionariusza oraz kilka podstawowych porad. U góry kartki wypisane zostały moje BMI, PPM oraz CPM. Już wcześniej wiedziałam, że jednak moja dzienna podaż kalorii sporo odbiega od idealnego planu – tym razem jednak miałam to na piśmie. W dalszej części dowiedziałam się trochę więcej niż wisiało na stronie o samej diecie FitLabu oraz dostałam małą burę za paniczną walkę z węglowodanami, które są nam dość potrzebne. Kolejne akapity dokumentu zawierały kilka rad, które miały mi pomóc w osiągnięciu swojego celu i utrzymaniu się na dobranej diecie 1200kcal. Na koniec wypisano kilka podpowiedzi, co robić w razie głodu (zwiększać porcje białka w posiłkach) i w jaki sposób można sobie pomóc suplementacją. Wszystko w profesjonalnym, ale bezpretensjonalnym tonie. Na maila dostałam także menu na cały bieżący tydzień, a już dwa dni później miałam dostać swoje pierwsze pudełka.

TL;DR? Przeskocz do podsumowania!

Dzień pierwszy

Przy pierwszym zamówieniu ustalamy adres i godzinę dostawy (z godzinnym zapasem czasu, czyli np. Od 7:30 do 8:30). Dostaję także przypomnienie, że pierwszy posiłek powinnam zjeść zaraz po tym, jak go otrzymam, a każdy kolejny mniej więcej co trzy godziny, o czym ciężko zapomnieć, bo stało to także jak byk na każdej pudełkowej etykiecie. Z lekkim przerażeniem, co to będzie jeść te 1200kcal przyszedł czas na pierwsze śniadanie. Pudding z ulubionej i zdrowej kaszy jaglanej z owocami okazał się świetnym przełamaniem lodów. Jako fan śniadań na słodko byłam nim zachwycona. Dobrą robotę zrobiły dodane prażone migdały – w ogóle dziewczyny, które gotują w FitLabie mają tego nosa do szczegółów, które robią różnicę. Orzechy i pestki zawsze uprażone, sałatki z odrobiną słodyczy dla przełamania smaków czy jakiś mały, satysfakcjonujący dodatek do dania – jednak o tym miałam się dopiero dowiedzieć. Śniadanie, mimo że sycące, było dużo mniej kaloryczne niż to, które jadam normalnie, dlatego na drugie śniadanie, czyli smoothie owocowo warzywny z chia pozwoliłam sobie już po dwóch godzinach. Bardzo słodki (dzięki arbuzowi z dodatkiem ogórka), dobrze uciął głód i ochotę na słodkości. Prawdziwe zaskoczenie przyszło jednak dopiero przy obiedzie- w życiu nie pomyślałabym, że na takiej diecie jest możliwe zjedzenie młodych ziemniaków i surówki ze słodziutkiej młodej kapusty (oczywiście w towarzystwie chudego mięsa). To był świetny obiad, na który nie obraziłabym się nawet w restauracji. Do tego faktycznie trafiał w czerwcowy sezon. Po tym daniu mogłabym już nie jeść, a czekały na mnie jeszcze dwie przekąski. Sałatka z jajkiem, batatem i tahiną była bardzo smaczna i ciekawa, a minestrone z dorszem na kolację wcale nie odstawało smakiem od pozostałych dań. Po tym dniu byłam naprawdę ukontentowana i z niecierpliwością czekałam na kolejne pudełka.

img_8084-kopia

Jednorazowe sztućce są zawsze schowane w ładnych papierowych kieszonkach.

img_8064-kopia

Moje ulubione śniadanie z całego tygodnia. Pudding jaglany z truskawkami i prażonymi migdałami.

Dzień drugi

Lekko zaspana odebrałam moje pudełka. Wszystko przychodzi w fajnych torbach, w których zawsze dodatkowo zapakowany jest komplet sztućców i serwetek, przydatny, kiedy naszą dietę bierzemy ze sobą w miasto. Sama wybiegłam z domu zaraz po śniadaniu i doceniłam uroki noszenia przy sobie gotowych posiłków. Ten dzień zaczął się od pieczonego przez FitLab pâtée drobiowe z konfiturą z cebuli na czerwonym winie z odrobiną miodu. Kolejny raz przekonałam się, że dieta wcale nie musi być nudna i opierać się na wcinaniu sałat bez dressingu. Koktajl owocowy podany na drugie śniadanie, tym razem był przyrządzony z mlekiem kokosowym i maślanką. Był pyszny, a pani dietetyk zapiera się, że także bardzo zdrowy. Ja jej uwierzyłam. Obiad trafiał raczej w jesienne smaki (mimo że sam eksperyment robiliśmy jeszcze w lecie). Przy okazji tego dania, muszę wspomnieć, że trafiłam na pierwszy minus korzystania z diety pudełkowej, a wynikał on z moich preferencji żywieniowych. Otóż ja nie przepadam za grzybami (chyba że w jakimś super wydaniu restauracyjnym). Catering dietetyczny to jednak żywienie zbiorowe i wiele firm, w tym FitLab, chcąc uniknąć pomyłek w dostawach, rezygnuje z uznawania prywatnych preferencji ich klientów. Tak więc zostałam z obiadem, w którym głównym źródłem białka były polędwiczki wieprzowe w sosie grzybowym. Z taką niedogodnością trzeba więc sobie poradzić samemu i odjąć niechciany produkt. Na obiad składało się także purée z soczewicy i gotowane na parze marchewki. Na podwieczorek w pudełku skrył się ramen z tofu (bardzo smaczny, jednak oczywiście bez grubego pszennego makaronu, przypominał zupę pho) oraz sałatka z burakiem. Tego dnia zaliczyłam także pierwszy spadek energii spowodowany zmniejszoną ilością kalorii, z którego wyszłam dodając sobie trochę chudego mięsa do diety – wszystko zgodnie z zaleceniami FitLabowego dietetyka.

img_8088-kopia

Polędwiczki wieprzowe były podane z sosem grzybowym, który skrzętnie udało mi się z nich ściągnąć. Cały obiad smakował świetnie.

img_8102-kopia

Orientalny ramen to bardzo ciekawa propozycja na diecie! Moje dwa szczęśliwe koty robiły dodatkowy klimat.

Dzień 3

img_8129-kopia

Ulubione drugie śniadanie czyli sałatka z kaszą jaglaną.

Ten dzień okazał się kluczowy dla całej akcji. Był to pierwszy dzień, w którym przestałam odczuwać głód pomimo zmniejszonej podaży kalorii. Można się spodziewać, że to nastąpi, ale może trochę dziwić, że już po trzech dniach. Dziewczyny z FitLab na tę wieść wytłumaczyły mi, że starają się o optymalną zawartość błonnika w diecie, dzięki czemu uczucie sytości ma utrzymywać się przez cały dzień. Chyba o to chodziło, szczególnie że wtedy faktycznie poczułam, że jedzenie pięciu mniejszych posiłków dziennie ma sens. W ten dzień pomogło także ciekawe menu – na śniadanie przygotowano kakaowe naleśniki pełnoziarniste z twarożkiem straciatella (znowu te szczegóły!) i wiśniami. Drugie śniadanie to jedna z moich ulubionych propozycji całego tygodnia, czyli sałatka z kaszą jaglaną i kalarepą. Ciekawie też wyglądał obiad, na który podano curry z wołowiną w towarzystwie ryżu pełnoziarnistego. Dalej znowu doczekałam się hitu i moim ulubionym podwieczorkiem została sałatka z kurczakiem, fetą i truskawkami. Dzień zamykała bardzo zwykła, ale smaczna zupa krem z zielonych warzyw.

img_8140-kopia

Curry z wołowiną – aromatyczne z mlekiem kokosowym.

img_8160-kopia

Najlepszy podwieczorek czyli sałatka z kurczakiem i truskawkami!

 Dzień 4

Mój pierwszy, prawdziwy cheat day. Od początku akcji wiedziałam, że czwartego dnia muszę służbowo iść na kolację degustacyjną, a wiadomo, że w takich przypadkach to nie ja decyduję co wyląduje na moim talerzu. Postanowiłam odpuścić sobie dwa wieczorne posiłki z diety, co przy normalnym zamówieniu cateringu można wcześniej zaplanować. Korzystając z usług FitLabu nie jesteśmy zobowiązani do zamawiania pełnej, 5-posiłkowej diety, a posiłki wybieramy przez panel użytkownika na stronie internetowej. Zjadłam więc śniadanie, na które składało się jajko, sałatka i orientalna pasta marchewkowa, która była świetna i fajnie polepszyła smak wszystkich składników posiłku. Na drugie śniadanie zaserwowano jeden z FitLabowych hitów, ponoć uwielbiany przez klientów, zdrowy sernik.

img_8592-kopia

Tego chłodniku nie dane mi było spróbować.

Jeśli mieliście kiedyś okazję spróbować deserów o zmniejszonej zawartości cukru i tłuszczu, to doskonale wiecie jak one mniej więcej smakują. Sernik był dość wytrawny, ale bardzo satysfakcjonujący a gryczana kruszonka czekoladowa została okrzyknięta przez redakcję (tak, tak, dałam im spróbować) mistrzostwem świata. Całość została oblana musem z czerwonej porzeczki. Podobno w piątki takie rozpasane pozycje pojawiają się często, aby zmotywować do diety na koniec tygodnia. Obiad zamykający mój pudełkowy dzień i ostatnie danie przed weekendem to kasza bulgur i pulpeciki z dorsza w sosie paprykowym.

img_8154-kopia

Kot wie, co dobre!

img_8754-kopia

Kot śniadanie!

img_8204-kopia

Pulpeciki z dorsza z kaszą i warzywami były świetne – fajnie doprawione, delikatne i świeże.

img_8191-kopia

Obiadowe pudełko. Taki branding towarzyszy wszystkim posiłkom, przywożonym przez FitLab.

Weekend

W weekndy FitLab zaleca odpocząć od diety i na przykład wyjść i zjeść coś na mieście. Możemy wybrać czy chcemy mieć dwa dni przerwy, czy tylko jeden – ja wybrałam wolne od pudełek na cały weekend, ale że cheat day (i to jaki!) miałam już dzień wcześniej, cały czas trzymałam się porad dietetyka.

Dzień 5

W poniedziałek zdążyłam już zatęsknić za pudełkami. Przez weekend poczułam jak ciężko jest samemu robić pięć zbilansowanych dań dziennie i jak bardzo wieczorne wyjścia sprzyjają podjadaniu. Rano kurier przywiózł torbę ze znanym mi już napisem Smacznego.

img_8568-kopia

Jogurt straciatella z domową granolą i owocami.

Nowy tydzień zaczął się bardzo klasycznym fit śniadaniem, czyli jogurtem naturalnym z home made granolą w towarzystwie 80% czekolady. Drugie śniadanie, również podane na słodko składało się z musu z rabarbaru i jabłka oraz cząstek pomarańczy i prażonych płatków kokosowych. Właśnie dzięki takim smakom bardzo łatwo było się oprzeć ochocie na słodkie przez resztę dnia. Na obiad była podana wołowina w pięciu smakach, klasyczny comfort food z azjatyckim sznytem o mocnym aromacie anyżu. Bardzo dobre danie z makaronem ryżowym. Na podwieczorek kolejny raz pojawiła się fajna sałatka z pieczonym drobiem i owocami oraz karmelizowanymi w miodzie orzechami włoskimi. Da się przemycić troszkę szczęścia do diety? Da się! Na kolację przyszła miska gazpacho, jednak dla mnie pomidorowy chłodnik to sprawa typu no go, i nie jestem w stanie przełknąć go w żadnym wydaniu. Z tegoż powodu oddałam kolację w ręce osób pobocznych, które zjadły to danie z uśmiechem, także kolejny raz górę wzięły moje preferencje, a nie złe przygotowanie.

img_8218-kopia

W pudełku.

img_8228-kopia

I bez pudełka.

Dzień 6

Ciężki poranek rozpoczęłam od kolejnego dania chwalonego przez klientów FitLabu, z którymi miałam przyjemność rozmawiać, czyli bananowych pancakes. Już przed weekendem pożegnałam się ze skokami cukru, to też po trzech godzinach spokojnie mogłam się zabrać za picie smoothie owocowo-warzywnego. Na obiad dostałam pęczak z jarmużem, grillowanego kurczaka oraz sałatkę z brokułów i szpinaku. Wszystkie składniki, które są bardzo popularne na różnych dietach połączyły się w nawet smaczny, a zarazem bardzo syty posiłek. Nie przepadam za surowym jarmużem, ale czego nie robi się dla zdrowia? Na podwieczorek w pudełkach ukryła się faszerowana cukinia, pełna warzyw i wykończona mozzarellą, swoją droga bardzo smaczna, a dzień zamykał tajski bulion. Jak widać, FitLab zawsze proponuje porcję warzyw po obiedzie i lubi podawać zupy na kolację. Przez cały dzień jadłam smacznie i syto, zanotowałam także dużą i pozytywną różnicę w poziomie energii jaka towarzyszyła mi przez cały czas, mimo że akurat w ten dzień FitLab nie trafił w moje smaki tak bardzo, jak w pozostałe.

img_8629-kopia

Tego śniadania nie mogłam się doczekać!

img_8647-kopia

Mniam

Dzień 7

Ostatni dzień diety pudełkowej minął bardzo spokojnie. Zaliczyłam mały spadek nastroju, spowodowany tym, że ta smaczna przygoda ma dobiec końca. Bardzo lubię gotować, jednak kiedy nie mam na to czasu, catering dietetyczny jest prawdziwym wybawieniem. FitLab pożegnał mnie śniadaniem na słono, które składało się z jajka sadzonego, chleba czystoziarnistego, sałatki oraz dipu z cukinii i kiszonych ogórków. Na drugie śniadanie zjadłam ryżową panna cottę, bardzo delikatny i wytrawny deser, który już wielokrotnie próbowałam odtworzyć na własną rękę. Pudełko z obiadem było pełne kaszy jęczmiennej i polędwiczek wieprzowych z morelowym chutney. Podwieczorek nie zaskakiwał i kolejny raz znalazł się w nim komplet pasujących do siebie warzyw z pieczonym kurczakiem. Kolacyjna zupa cebulowa tym razem perfekcyjnie trafiła w moje smaki i przypomniała o delikatnym bólu rozstania z pudełkową dietą.

img_8172-kopia

Śniadanie ostatniego dnia.

img_8618-kopia

Jako prezent dostaliśmy od dziewczyn firmową torbę na nasze pudełka.

img_8702-kopia

Zielone smoothie na drugie śniadanie 5 dnia.

img_8732-kopia

Do zobaczenia niebawem!

Podsumowanie

SMAK

Mój tydzień z FitLabem zaliczam do bardzo udanych. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale po pierwsze, że będzie dużo trudniej. Mam dosyć ciężkie smaki, wielu rzeczy nie jadam, szczególnie gdy są słabo przyrządzone. Dobrze i dużo gotuję, więc kiedy zamawiam jakiekolwiek posiłki, zawsze ważne jest dla mnie, żeby były przygotowane przynajmniej na takim poziomie, jakbym robiła to sama. FitLab dał radę i tylko dwa z 35 dań odpuściłam. Wszystko, co przyszło w pudełkach, było świetne smakowo i technicznie. Ani jedna potrawa, ani jedno śniadanie nie było bezmyślnie wrzucone do diety. W każdej pozycji z dziennego menu znalazły się elementy surowe, jak i poddane różnym obróbkom. Śniadania były ułożone ze smakiem i pomysłem. Często widziałam zdjęcia pudełkowych śniadań, które zawierają nie mniej nie więcej niż twarożek grani, jajko i pomidor. FitLab nie idzie na taką łatwiznę i za to ściągamy czapki z głów. Wiele z ich pomysłów próbowałam nawet później odtworzyć w domu. Ciekawe jest to, że takie wrażenia mam po zamówieniu diety o najniższej możliwej kaloryczności. W takim razie jak smaczne jest menu zawierające 3000 kcal (dieta dla sportowców)? Moje ulubione dania z całego tygodnia to: śniadaniowy pudding z kaszy jaglanej; sałatka z kaszą jaglaną i kalarepą podana na drugie śniadanie; obiad z pierwszego dnia, czyli kurczak z młodą kapustą i ziemniakami, podwieczorek w formie sałatki z kurczakiem, fetą i truskawkami oraz krem cebulowy, podany na ostatnią kolację. O smakach, które mi mniej podeszły już pisałam, a i te raczej wynikały z moich preferencji. Jeszcze raz trzeba pochwalić to, że dziewczyny czuwające nad smakami w FitLab zwracają uwagę na szczegóły – prażą orzechy, prószą słodkie dania gorzką czekoladą, wycinają pestki z ogróków, aby warzywa z pudełek nie pływały przez cały dzień w soku, który puszczają. Smak absolutnie nie zawodzi i faktycznie czuć, że większość produktów dobierana jest pod sezon, a składniki są od małych i dobrych wytwórców (wołowina klasy A, nabiał ze skały, duża ilość składników ekologicznych, chleb od Pana Pieprzycy z Niepołomic lub pieczony na miejscu itd.)

SERWIS

Przez tydzień obsługa przebiegła bez żadnej wpadki, a można zaznaczyć, że nie byliśmy wcale obsługiwani priorytetowo. Kurier ani razu się nie spóźnił a pudełka od niego odbierane, były zapakowane bardzo porządnie. Spodobał się nam spójny i przejrzysty branding, który towarzyszy całej usłudze. Od zgrabnych toreb, w których przychodzi jedzenie, przez papierowe futerały na sztućce po przyjemną witrynę internetową. Konsultacja z dietetykiem, która poprzedza pierwsze zamówienie diety (i powtarzana, jeżeli ktoś chce dietę zmienić) jest bardzo pomocna, a odpowiedzi Kasi Gędoś są wyczerpujące. Oprócz dobrania zalecanego planu żywieniowego dostałam moc porad dotyczących dni, w których z diety korzystam, jak i weekendów, w które jesteśmy zdani na siebie (zależnie od wybranej opcji, nie dostajemy posiłków przez cały weekend lub tylko w niedzielę).

EFEKTY

Podczas 7 dni z FitLabem (w sumie 9 dni diety wliczając weekend), moja waga spadła o 1,7kg. Lekkie uczucie głodu towarzyszyło mi tylko przez pierwsze dni, potem zniknęło zupełnie tak samo, jak skoki cukru, które czasem miewam. Oprócz tego, że schudłam, przez cały czas po prostu czułam się dużo lepiej. W trakcie trwania akcji byłam zarzucona robotą i mocno odczułam fakt, że nie muszę gotować czy nawet wychodzić z domu, żeby coś zjeść. Zakochałam się w tej opcji i od zakończenia akcji już kilkukrotnie korzystałam z tego cateringu prywatnie, w okresach, kiedy było u mnie ciężko z czasem. Stosunek jakości do ceny w diecie FitLabu jest jak najbardziej w porządku- dostałam nawet więcej niż początkowo oczekiwałam.

MINUSY
Brak opcji zamawiania posiłków w niedzielę
Brak możliwości zaznaczenia preferencji żywieniowych
Zamówienie na minimum 3 dni.

PLUSY
Wygoda
To działa!
Lepsze samopoczucie
Łapanie inspiracji do własnego gotowania
Nauka jak dobierać składniki
Spadek wagi bez wysiłku
Opieka dietetyka
Świetny smak
Możliwość rewizji swojej codziennej diety.

Proszę Państwa, warto!