Warszawa oferuje bardzo wiele miejsc, w których można zjeść. Jak mówią statystyki mamy w stolicy ponad 3,5 tysiąca restauracji, barów, pubów, jadłodajni, słowem adresów, w których nas nakarmią. Jak zatem z takiego oceanu wyłowić tą najbardziej pożądaną miejscówkę?
Jak dokonać selekcji? A może po prostu zdać się na opinię innych? Tym razem właśnie tak postąpiliśmy i zdaliśmy się na rekomendację znajomych, którzy polecali nam wreszcie odwiedzić Aioli inspired by Mini. Znajomi owi stwierdzili, że Aioli to knajpa z prawdziwego zdarzenia. Wyruszyliśmy więc na Plac Konstytucji na niedzielny obiad, sprawdzić co mieli na myśli.
PO PRIMO – GENEZA
Restauracja Aioli, ta ze Świętokrzyskiej, jest dobrze znana mieszkańcom Warszawy. Jakiś czas temu powstała jej młodsza siostra na Pl. Konstytucji właśnie. Nazwa pochodzi od rodzaju sosu. Aioli bowiem, to typ tradycyjnego prowansalskiego sosu popularnego na południu Francji, wykonanego z czosnku, oliwy, soku z cytryny oraz często z dodatkiem żółtka. To właśnie ten sos pod różnymi postaciami jest motywem przewodnim karty dań obu restauracji spod szyldu Aioli. Nowoczesna miejska kantyna inspirowana była stylem MINI. Dedykowana południowej kuchni i miejskiemu stylowi życia. W industrialnym, ale ciepłym wnętrzu intensywny rytm miasta spotyka się ze świeżą i prostą południową kuchnią. I właśnie kuchnia wraz z naprawdę dobrym designem tworzą nieskrępowaną atmosferę rodem z miast południowej Europy.
PO SECUNDO – MOŻNA TUTAJ ZJEŚĆ
Z otwartej na salę, dużej kuchni wychodzą charakterystyczne dla AIOLI potrawy:śniadania, przekąski, sałaty, sadwiche, pasty, burgery i pizze. Menu jest obszerne i niełatwo się decydować. My postawiliśmy na sandwich’a rostbefem oraz steka w stylu Surf & Turf. Do picia wzięliśmy po piwie z tanka otwartego dzień wcześniej(bo aioli ma swoje, robiące wrażenie tanki z browarem). Kanapka z delikatną wołowiną, serem bursztyn, kaparami, kapustą, rukolą i musztardą rozpływała się w ustach. Buła bardzo delikatna dzięki temu, że proporcje dodatków w stosunku do orkiszowego pieczywa były odpowiednio dobrane. Wraz z dodatkami stworzyła duża obiadową porcję. Jeżeli chodzi o steka to już na wstępnie zanotował bardzo duży plus. Zamówiliśmy mięso wysmażone na medium rare i dokładnie takie dostaliśmy. W punkt. To świadczy o dobrzej organizacji pracy w kuchni, co wcale nie jest łatwe w miejscu z takim przemiałem jak Aioli. Rostbef był bardzo soczysty a spora ilość smacznego tłuszczyku zdradzała, że mięso nie pochodzi od pierwszego, lepszego rzeźnika. Do tego kilka krewetek, gorgonzola i salsa oraz grube frytki z sosem aioli i mamy konkretny, smaczny posiłek za mniej niż 50 zł.
Wychodzi na to, że tego dnia słabo przygotowaliśmy nasze żołądki bo nie wystarczyło nam miejsca na deser. Spróbujemy następnym razem bo taki na pewno będzie.
I PO TERTIO :) – VENI VIDI VICI
Parafrazując słowa klasyka: przybyłem, zjadłem, zwyciężyłem. Zwyciężyłem bo ciężko nie nazwać siebie zwycięzcą, kiedy w świetnej atmosferze zjesz bardzo dobre jedzenie i poczujesz z tego powodu satysfakcję. Satysfakcję tym większą, że w gąszczu restauracji wreszcie trafiłeś do miejsca z prawdziwego zdarzenia – restauracji w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie trzeba być wielkim znawcą gastronomii, żeby zauważyć, że Aioli jest po prostu świetnie zarządzane. I między innymi w tym tkwi jego recepta na sukces. Bez względu na porę dnia czy okazję znaleźć można tutaj coś dla siebie. A teraz mają także fajny ogródek.
Za opisany obiad zapłaciliśmy niecałe 92 zł
Aioli inspired by MINI
Plac Konstytucji 5, Warszawa